Witajcie
Dziś trochę o ustach. Mój nowy nabytek. Lubię błyszczyki nie ukrywam, choć ostatnio przekonałam się również do pomadek. I kupuję je w dość dużych ilościach...zatem będzie o czym pisać. Dziś mam dla Was...
Vinyl Gloss...nazwa obiecująca. Skusiłam się na nr 130 Take a chance. Zatem zaryzykowałam :)
Niestety kosmetyki do ust kupuję „na oko” :D Jakkolwiek to
brzmi... Nie jestem zwolenniczką ogólnodostępnych testerów w drogeriach. Uważam
to po prosty za niehigieniczne, żeby nie napisać że zwyczajnie brzydzę się
malować usta testerami, którymi malują się wszyscy. Dlatego próba koloru zawsze
odbywa się ręku.
I jeśli chodzi o barwę to błyszczyk pasuje mi
baaaardzo. Ma delikatne drobinki, które dodają blasku. Pachnie jak słodki
pączek :D aż mam ochotę go zjeść. Opakowanie poręczne, zmieści w każdej
kieszeni czy kosmetyczce, proste, klasyczne, bez przepychu. Aplikator jest
wygodny. Spotkałam się opiniami, że jest duży. Mnie osobiście to nie
przeszkadza. Nakłada się dobrze, nie wysusza ust, ładnie rozprowadza,dość długo trzyma i...potwornie klei! I to był cios w samo serce. Nie jestem wielką fanką
Rimmel’a ale to mnie zabolało naprawdę. Nawet przy niewielkiej ilości wargi się
lepią. Szkoda ogromna, bo pokładałam w tym błyszczyku nadzieję. Ogólnie jest to
dobry kosmetyk, jednak w moim przypadku lepkość dawała spore uczucie
dyskomfortu.
Co o produkcie pisze producent sprawdzicie TUTAJ.
Co o produkcie pisze producent sprawdzicie TUTAJ.
W wolnej chwili wrzucę jeszcze prezentację na ustach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Odwiedzam każdą osobę zostawiającą po sobie ślad ;) Reklamy i zaproszenia nie będą publikowane.